Chory WF

Ocena z wychowania fizycznego powinna zależeć od zaangażowania, a nie sportowych wyników - uważa rzecznik praw dziecka i apeluje do MEN, by zajęło się tym przedmiotem. Uczniowie nie chcą ćwiczyć w szkole, przynoszą zwolnienia lekarskie. Przybywa dzieci otyłych i z wadami postawy

"Nie lubię WF-u, bo nigdy mi nic nie wychodzi, chłopaki się mi przyglądają, a niektórzy śmieją. Co powiedzieć lekarzowi, żeby napisał mi zwolnienie? Pomóżcie" - prosi Paula na forum Kafeteria.pl. Julia podpowiada: "Powiedziałam lekarce, że nie mogę się szybko podnosić, bo jest mi niedobrze i w głowie mi się kręci. Stwierdziła, że to wina zastawek w żyłach, które nie pompują krwi. Dostałam zwolnienie". Są też inne pomysły: ortopeda, alergolog. - Ale nie lekarz rodzinny, bo zwolnienie od niego ważne jest krótko i nie zawsze da się przedłużyć - ostrzegają internautki.

Liczba zwolnień z WF-u rośnie. W Małopolsce stale nie ćwiczy aż 10 proc. uczniów. To 15 tys. osób. Do tego dochodzą uczennice chwilowo "niedysponowane" i uczniowie, którzy "zapomnieli stroju".

"Z roku na rok zmniejsza się zainteresowanie uczniów aktywnością ruchową na zajęciach wychowania fizycznego. Stan taki wpływa bardzo niekorzystnie na rozwój fizyczny dzieci, o czym świadczy chociażby liczba uczniów z wadami postawy. Ma też negatywny wpływ na kształtowanie zdrowego stylu życia" - napisał rzecznik praw dziecka Marek Michalak do minister edukacji.

Kondycję tego przedmiotu badał NIK. Zdaniem 33 proc. uczniów podstawówek i 21 proc. gimnazjalistów lekcje WF-u są nudne. Prawie połowa uczniów uznała, że nauczyciele nadmiernie preferują gry zespołowe. Lekcje, na których nauczyciel rzuca piłkę, mówiąc: "macie i sobie pograjcie", uczniowie nazywają "WF-em na macie".

Uczniowie narzekają na WF wypadający między innymi lekcjami i na brak możliwości wzięcia prysznica. Niektóre szkoły ponadpodstawowe nie realizują ministerialnego rozporządzenia, by dziewczynki i chłopcy ćwiczyli osobno. Uczennice siedzą więc skulone w ławkach, wstydząc się chłopców ze swojej lub innej klasy.

Według badań kuratorium w Małopolsce 60 proc. uczniów na zwolnieniach twierdzi, że nie może sprostać wymaganiom wuefisty (głównie z powodu otyłości). O tym też napisał rzecznik praw dziecka. Uważa, że uczniowie boją się, że niska ocena z WF-u obniży im średnią na świadectwie. "Tym samym będzie rzutowała na możliwość dostania się do wymarzonej szkoły, otrzymania świadectwa z wyróżnieniem lub stypendium za dobre wyniki w nauce" - pisze rzecznik.

Domaga się, by szkoły w opracowanych przez siebie systemach oceniania wskazały, przy jakim wysiłku i wkładzie pracy słaby uczeń może uzyskiwać wyższe oceny, włącznie z celującą. Z raportu NIK wynika, że wymogu opracowania takiego systemu oceniania nie spełnia aż 60 proc. szkół.

- W 2007 r. weszło rozporządzenie ministra, w którym jest napisane, że przy ocenie z WF-u należy w szczególności brać pod uwagę wysiłek wkładany przez ucznia w wywiązywanie się z obowiązków. Niestety, ten zapis bywa nierespektowany - przyznaje Dorota Piątek, wuefistka w Zespole Szkół Integracyjnych nr 7 w Krakowie.

Artur Ławrowski, dyrektor tej szkoły: - Tłumaczę nauczycielom, że jak otyły Jasio wskoczy na kozła, to trzeba go pochwalić za sukces, że nie można go oceniać według tej samej miary co gibkiego Mareczka, który nad tym kozłem jeszcze salto wykona. Do jednych to dociera, do innych nie.

Część wuefistów twierdzi, że po prostu ranga WF-u spadła i nie jest to wina szkoły czy nauczyciela. - Dzieci wolą siedzieć przed komputerem - mówi Piotr Górecki z krakowskiego Zespołu Szkół nr 3. - Jak zaczynałem pracę, dostawałem zdrowe okazy, z którymi można było zrobić wszystko. Dziś większość kwalifikuje się do leczenia.

Ministerstwo Edukacji jeszcze nie skomentowało wystąpienia rzecznika.